Samantha (Lili Simmons), żona leczącego w domu złamaną nogę kowboja O'Dwyera (Patrick Wilson) zostaje porwana przez dzikich. Nie są to jednak zwykli Indianie, lecz bestialskie antropofagusy z prymitywnego, jaskiniowego szczepu (,,oni gwałcą i jedzą własne matki!'') koczującego w skałach. Chromy O'Dwyer, miejscowy szeryf (Kurt Russell), jego podstarzały zastępca (Richard Jenkins), oraz pewien rzekomo doświadczony pacyfikator czerwonoskórych (Matthew Fox) ruszają z odsieczą. Są przygotowani na najgorsze ale nie podejrzewają, że wyprawa skończy się konfrontacją w czeluściach autentycznego piekła na ziemi. Zuchwały konglomerat westernu, kanibalistycznego szokera i kina survivalowego sprawdza się w każdej w tych konwencji. Zahler jest urodzonym narratorem i portrecistą-szczególarzem. Psychologia i reakcje protagonistów, jak i cała pionierska mentalność zostały tu znakomicie uchwycone. Czuje się że to film o ludziach żyjących w konkretnej epoce i obyczajowości, a żywe, dopracowane dialogi sprawiają wrażenie wyjętych wprost z kart prozy Marka Twaina czy Cormaca McCarthy'ego (ten drugi zdaje się wyraźnie patronować całości). Bone Tomahawk to kino krańcowych emocji, bolesne i organiczne ; znój, wyczerpanie i cierpienie bohaterów czujemy niemal na własnej skórze. W finale Zahler idzie na całość nie szczędząc kilku ekstremalnych (i wspaniale wykonanych) scen gore w stylu Ruggera Deodato. Najpotworniejsza z nich bezpośrednio nawiązuje do jego Inferno in Diretta (Cut and Run, 1985).