Oklahoma, rok 1906. Mieszkający na odludziu stary farmer ratuje życie rannemu mężczyźnie zabierając go do swojego domu. Gdy pojawia się grupa jeźdźców (podających się za szeryfa i zastępców) poszukująca rannego i żądająca jego wydania tytułowy stary Henry musi podjąć decyzję komu zaufać. Powoli wychodzą na jaw od dawna skrywane tajemnice... Jak zazwyczaj w najnowszych filmach tego gatunku produkcja jest tu nienaganna: praca kamery, montaż, muzyka. Ale stronę wizualną i dźwiękową dopełnia niezwykle ciekawy, zaskakujący i niegłupi scenariusz oraz bardzo dobre kracje aktorskie. Szczególnie wyróżnia się znakomita wręcz rola Tima Blake'a Nelsona, który wcielił się w tytułową postać. Wyczuwa się w filmie lekką inspirację westernem Bez przebaczenia, ale pomysł jest na tyle świeży i sprawnie wykonany, że inspiracja klasykiem Eastwooda wychodzi Old Henry'emu na plus. I jeszcze last but not least: Old Henry bardzo zyskuje oglądany w kontekście dobrego dokumentu o głównym bohaterze. Widać wtedy jak bardzo inteligentnie i umiejętnie połączono fakty z wymyśloną historią i dużo lepiej rozumie się pewne fabularne rozwiązania (np. wielkie uczucie do buntującego się syna, znajomość hiszpańskiego czy ostatnie słowa o prawdzie i kłamstwach).