Australia, Góry Śnieżne. W położonym na odludziu domu samotna kobieta usiłuje dbać o gospodarstwo i wychowanie dzieci. Gdy do pobliskiego miasteczka przybywa nowy policjant, a do gospodarstwa kobiety trafia zbiegły Aborygen oskarżony o morderstwo wydarzenia przybierają szalenie dramatyczny obrót... Australijski western zaangażowany spod kobiecej ręki. Niezwykle brutalny i bardzo ponury obraz rewizjonistyczny poruszający kilka tematów: przemoc w rodzinie, feminizm, rasizm, uprzedzenia, strach, delikatną i niejednoznaczną kwestię winy i kary oraz zaprowadzania prawa i wymierzania sprawiedliwości. W pewnym momencie słyszymy: "Ta ziemia potrzebuje prawa, nie moralnego kompasu" (a niestety kompas moralny odchyla się znacznie od kierunku, który wskazuje prawo). W tym kontekście bardzo ponuro brzmi przestroga: "Ścigając dzikusów nie pozwól, byś stał się jednym z nich". A dzikusem może okazać się każdy, nie tylko uważany za takiego i poszukiwany przez stróżów prawa Aborygen. W pewnym stopniu dotyczy to także policji, która choć pojmuje, że prawo nie nadąża za realiami świata (a sprawiedliwość, którą się w świetle tego prawa wymierza jest dyskusyjna), to jednak decyduje się na działania zgodne z jego literą. Film smutny, pięknie i nastrojowo sfilmowany, bardzo dobrze zagrany, znakomicie wyprodukowany i z interesującą ścieżką dźwiękową.