Rumunia, rok 1835. Lokalny policjant Constandin i jego syn przemierzają konno Wołoszczyznę w pościgu za zbiegłym niewolnikiem Cyganem, czyli (jak to wyjawia Constandin) ścigają "parszywe cygańskie zło" posługujące się "mową iście diabelską". Aferim! to kino drogi, dramat, komedia (ale gorzka, zabawna jedynie powierzchniowo) i western (czy może "rumuński eastern" jak to ujęła jedna recenzentka). Czarno-biały film jest utrzymany w konwencji przypowieści, westernu oferującego śmieszną, a nawet rubaszną i przyjemną w relaksacyjnym oglądaniu, ale tak naprawdę posępną powiastkę o czasach (pozornie) dawno minionych, przywarach oraz grzechach Rumunii XIX wieku. Tyle tylko, że ta na wskroś dzika i bardzo brutalna Rumunia stanowi jedynie pretekst do ukazania kwestii uniwersalnych i wciąż żywych wszędzie. Nie tyle o ten piękny kraj się tu rozchodzi, a o kwestie oplatające glob niczym trujący bluszcz i zatruwające duszę ludzkości jak świat długi i szeroki.