Włoski reżyser, terrible enfant niskobudżetowej grozy, przemocy, seksu i nihilizmu, które to elementy często zwykł łączyć za sobą, zyskując wielki mir wśród fanów kina eksploatacji i status twórcy kultowego. Wzór nieugiętej pasji tworzenia na przekór wszystkiemu, epatujący nieobliczalnością fabuł i serowatymi efektami specjalnymi. Wyklęty przez mainstreamową krytykę mistrz filmowego recyklingu, bez żenady kanibalizujący cudze pomysły, ale w okresie świetności z reguły zdolny poskładać je w intrygującą całość, o jakiej nie śniło się filmoznawcom. Najważniejsze rzeczy spłodził w latach 80, kręcąc pod pseudonimem Vincent Dawn. Wraz ze scenarzystą Claudio Fragasso stworzyli nierozłączny duet odpowiedzialny za m.in. akcyjniaki dżunglowe kręcone na Filipinach (Strike Commando, 1986), horrory nunsploitation (Other Hell, 1981), post apo z elementami animal attack ( Szczury-Noc Grozy, 1984), najdziksze zombie horrory nie tylko swoich czasów (Zombie Creeping Flesh aka Virus, 1980), a do tego liczne filmy dla dorosłych. I w tym też okresie, kiedy spaghetti western wydawał się być martwy i pogrzebany na wieki, nie kto inny jak właśnie Bruno Mattei podjął się misji reaktywacji gatunku. Obydwa zrealizowane w 1987 westerny Matteiego ( Skalpy i Biały Apacz) to sprawnie zrealizowane, brutalne kino z wartką akcją i świetnymi plenerami. Mimo pewnych mankamentów (niekiedy drewniane aktorstwo) proponujące całkiem atrakcyjny wzorzec, jaki mógłby przyjąć spaghetti western w latach 80.