Średnio udana kontynuacja hitowego filmu z Robertem Woodsem, która bardziej przypomina awanturniczy film przygodowy niż pełnokrwisty western. Z dramatyzmu i powagi poprzedniej części zostało niewiele: fabuła skupia się na poszukiwaniach mapy z zaznaczonym skarbem Montezumy, który chce odnaleźć grupa śmiałków, pod dowództwem okrutnego El Supremo (Erno Crisa), roszczącego sobie prawa do bycia przodkiem władcy Azteków. W poszukiwania mapy angażuje się przypadkowo trójka wędrownych muzyków, na których drodze staje także Pecos (Woods). Konfrontacja z El Supremo zdaje się być nieunikniona...
Mimo wielu ciekawych scen i pomysłowych strzelanin, "Pecos Cleans Up" nie trzyma jednak poziomu poprzednika, brnąc bardziej we wspomniane rejony kina przygodowego. Arcyłotr El Supremo z nieodłącznym biczem w ręce i sprawia wrażenie włoskiej odpowiedzi na Fu Manchu, . Reżyserowi nie udaje się dobrze utrzymać napięcia, wątki komediowe skutecznie je rozbijają, zaś Woods gra już na granicy autoparodii. Mimo to film okazał się całkiem udanym sukcesem finansowym, zaś Lucidi powrócił do podobnych klimatów kolejnym westernem: "Halleluja for Django". "Pecos Cleans Up" pozostaje średniakiem z kilkoma zaskakującymi pomysłami.