Historia, którą łatwiej zrozumieć po uprzednim zapoznaniu się z zagadnieniem "prairie madness". W 1893r. Virgil Eugene Smalley pisał o tym zjawisku jako "niepokojącym w swej skali, występującym na preriach szaleństwie farmerów i ich żon". Szaleństwo ściśle wiązało się min. z odgłosami wiatru na bezkresnych preriach (oryginalny tytuł filmu to właśnie Wiatr). Uzupełnieniem i bardzo ważnym doprecyzowaniem pomysłu fabularnego jest też ukazany w filmie judeochrześcijański koncept pustyni jako miejsca spotkania człowieka jednocześnie z Bogiem i demonami. Główna bohaterka Lizzy pada ofiarą prairie madness jednocześnie doświadczając trudu pustyni na dwóch poziomach: fizycznym i duchowym. Cieleśnie konfrontuje się z surową pustką niezamieszkanej prerii targaną wiatrem i nawiedzaną przez wilki oraz z zagrożeniem samotności i izolacji. Na poziomie duchowym staje twarzą w twarz z własnymi demonami utrudzonego umysłu i serca co poczatkowo objawia się żarliwą wiarą, a finalnie zwątpieniem w bliskość Boga i strachem przed nazywanymi po imieniu demonami atakującymi poszczególne sfery ludzkiej psychiki. Obydwa poziomy są nierozłączne. Demony prerii to ciężka, trudna w odbiorze opowieść o niechronologicznej konstrukcji, powolnej narracji, gęstej atmosferze osaczenia i postępującej niestabilności emocjonalnej głównej bohaterki. Świetnie sfilmowana, z klimatyczną ścieżką dźwiękową i doskonale zagrana. Nie arcydzieło, ale psychologiczny slow burner wysokich lotów.