Młody Ben Mockridge (Gary Grimes) postanawia zaliczyć prawdziwą, męską przygodę i namaścić się na kowboja. W tym celu załatwia sobie udział w wielkim spędzie bydła, dowodzonym przez twardego jak stal Franka Culpeppera (Peter Green Bush). Do grupy dołącza też paru tęgich zabijaków, w paskudnych czasach gotowych chwycić się każdej roboty (kwiat zakapiorstwa w osobach Geoffreya Lewisa, Luke'a Askew i Bo Hopkinsa). Czeka ich iście mordercza przeprawa. Rzeka Czerwona lat 70.? Czemu nie? Z tym, że to wszystko, co w wątku coming of age Hawks wyniósł na piedestał, Richards bezlitośnie sprowadza na ziemię. Zwraca też uwagę wywodzące się z klasycznych westernów starcie życiowego praktycyzmu (Culpepper) ze swoiście pojmowanym romantyzmem (zabijaki). To drugie musi przegrać, ale to na nim stać będzie legenda o czasach Far Westu. Reżyser nie wartościuje tych postaw, szanuje obie strony. Ale młody nie pasuje do żadnej z tych opcji. W efekcie w ogóle się do niczego nie nadaje, najwyżej do szewca, drewniane gwoździe w zębach prostować. Film należy czytać w kontekście swoich czasów. Mamy tu echa Wietnamu (spęd jako niemal wojenny quest na wrogim terytorium) i upadku kontrkultury, gdzie młody może symbolizować bolesny moment wyjścia pokolenia ,,lata miłości'' z eskapizmu, kiedy trzeba zderzyć się z prawdziwą rzeczywistością. Kawał brutalnego kina lat 70. gdzie każda strzelanina równa się fontannom gore, z perfekcyjnie odtworzonymi realiami historycznymi.