Film na faktach. Współczesny Pakistan, prowincja Sindh. Nazo Dharejo mieszka na farmie z rodzicami, siostrą i bratem. Nadchodzi jednak czas, kiedy spokój wiejskiego życia zostanie brutalnie zakłócony przez żądną ziemi rodzinę ojca głównej bohaterki i wynajętych przez niego dwustu najemników. Dom na równinie powoli zamienia się w oblężoną twierdzę... Debiut reżyserski Sarmada Masuda, brytyjskiego potomka pakistańskich imigrantów. Film (jak to czasem bywa w przypadku debiutów) posiada pewne swoje irytujące wady, ale i liczne zalety, które zdecydowanie windują go ponad przeciętną ciekawostkę filmową z egzotycznego kraju o niezwykle mrocznej reputacji. No i wspomniana prawdziwa historia tego "współczesnego, feministycznego westernu w pakistańskich realiach" jest na tyle mocna i wciągająca (a także społecznie zaangażowana), że mankamenty, choć zauważalne, schodzą na dalszy plan i opowieść znakomicie się broni (tym bardziej, że została zrealizowana naprawdę sprawnie i ma swój ciąg dalszy do dzisiaj). Całość uzupełnia kilka naprawdę mocnych scen ("poetyckie" lub wręcz na granicy "magicznego realizmu" jak to określali niektórzy recenzenci).