Sartana, tym razem jako podróżujący po Dzikim Zachodzie łowca nagród, pomaga meksykańskiej rodzinie w oswobodzeniu się od dowodzonych przez Mantasa (Nello Pazzafini) bandytów. Szukając go, kieruje swe kroki do pobliskiego zadupia, górniczego miasteczka Appaloosa, rządzonego przez Spencera (Piero Luli), nielichego kanciarza, który zatrudnia rewolwerowca do ochrony transportu ze złotem. W mieścinie pojawia się także stary rywal Sartany, Sabata (Charles Southwood, w przeciwieństwie do postaci znanej z westernów z Van Cleefem ubrany na biało). Do gry wchodzi także właścicielka saloonu, Trixie (Erika Blanc). Każdy dba o swój interes, bohaterowie wchodzą w kolejne sojusze, mające na celu przejęcie zaginionego złota. Sartana’s Here… to przykład próby odświeżenia konwencji, która zmierza w stronę autoparodii, naszpikowanej co i rusz żarcikami (prócz Sartany celuje w nich także Sabata), co pasowało do wizji Carnimeo. Dlatego też na potrzeby trzeciej oficjalnej części cyklu zatrudniono za jego poradą George’a Hiltona, który lepiej odnajdywał się w parodystycznym tonie niż Garko, odchodzący od elementów farsy. Powstał film nierówny, z jednej strony bardzo dobrze zrealizowany, z drugiej zaś nie mający swojego charakteru i rytmu, będący bardziej zbiorem lepszych lub gorszych scen, skomponowanych w całość nieco na siłę. Warty zobaczenia dla fanów spagwestów mimo to, choćby ze względu na pomysłowe strzelaniny i świetne role drugoplanowe (Pazzafini, scena w barze z braćmi Fossit).