To właśnie dzięki takim artystom, jak Sergio Martino włoskie kino gatunków przeżywa teraz renesans popularności zyskując aplauz nowych generacji fanów, a kolejne wzbogacone atrakcyjnymi dodatkami tytuły wydawane są w pięknie odnowionych wersjach przez wyspecjalizowanych dystrybutorów. Narracyjny talent, wyobraźnia, zdolność improwizacji i perfekcyjny warsztat, pozwalały Martino przy niewielkich budżetach robić filmy klasą i poziomem bijące na głowę o wiele droższe produkcje z Hollywood. A przy tym sprawiające wrażenie o wiele kosztowniejszych, niż były w istocie. Dobrze zakotwiczony w branży (ojciec reżyser, brat wzięty producent), Martino zdobywał doświadczenie kolejno jako asystent reżysera (m. in. Mario Bavy), kierownik produkcji, scenarzysta, a nawet autor zdjęć i to do westernu (7 Pistols for Massacre, reż. Mario Caiano 1967). Westernem zadebiutował też jako reżyser (Arizona Colt Returns, 1970 z Anthonym Steffenem). Laury mistrza giallo zdobędzie kręcąc pięć doskonałych obrazów w tym gatunku, przy współpracy scenarzystów tej klasy co Ernesto Gastaldi czy Santiago Moncada, często z boginią sexu Edwige Fenech na pierwszym planie. W latach 70. Martino tworzył rzeczy bardzo udane w każdym podejmowanym gatunku, m.in. poliziottesco (Violent Proffessionals, 1973), czy kinie kanibalistycznym (Mountain of the Cannibal God, 1978). Drugi wypad na Dziki Zachód obrodzi istnym klejnotem w koronie spaghetti westernu - rzeźnickim Mannaja a Man Called Blade (1977).