,,Kino indiańskiej zemsty'', która przybiera formę prywatnej wojny podjazdowej i anarchistycznej przeciwwagi dla zdeprawowanego doszczętnie świata przedstawionego. Dodajmy, prowadzonej zgodnie z literą kodeksu Hammurabiego, respektowanego przez wszystkie strony uniwersum Corbucciego. Kilkudziesięcioosobowa banda łowców skalpów pod wodzą Duncana (życiowa rola Aldo Sambrella) pacyfikuje obóz indiański. Tytułowy Navajo (Burt Reynolds) znajdzie wśród trupów podziurawioną kulami i pozbawioną czupryny żonę (Christina Iosani), po czym samotnie wyruszy tropem okrutników. Gdy banda zagrozi mieszkańcom miasteczka, miejscowi notable wejdą w układ z Duncanem, aby ocalić skórę. Z kolei zdana na łaskę zbójów większość otrzyma wsparcie ze strony Joe, w zamian za symbolicznego dolara za głowę każdego zabitego scalphuntera. B-klasowy wehikuł przemocy Corbucciego z akcją pędzącą wartko jak czas jego realizacji, stał się przebojem podwójnych seansów w kinach grindhouse, siejąc nihilizm u boku tanich horrorów i sexploiterskich roughies. Film podąża anty Fordowskim torem wytyczonym przez W samo Południe (1952). Corbucci chłoszcze społeczność osiadłych rezydentów Far Westu; biernych i gnuśnych ciułaczy, hipokrytów i rasistów, którzy w konfrontacji z dziką przemocą wiktymizują się w tempie reakcji łańcuchowej. Burt Reynolds przyjął rolę w przekonaniu, że reżyserem jest Sergio Leone, którego zachwalał mu Eastwood. Gdy wyszło na jaw, że to nie ten Sergio, niezręcznie było już się wycofać.