Rok 1874, dzicz Colorado. Niedoszły student Harvardu dołącza do grupy łowców bizonów nie wiedząc jakie dramatyczne konsekwencje niesie za sobą ta decyzja. Film na podstawie powieści Johna Williamsa pod tym samym tytułem (1960). Psychologiczny skalpel G. Polsky'ego operuje głęboko na duszy widza. A mocarne przesłanie ekologii unieruchamia widza-pacjenta bezlitosnym uściskiem, by w bólach dotrwał do końca tego upiornego zabiegu. Jest to bowiem pełnoprawny i w pełni świadomy western ekologiczny (niewykluczone, że w ogóle pierwszy w historii), którego hasło reklamowe w wolnym tłumaczeniu brzmi "Natura osądza każdego, kto się do niej zbliży". Dzieje się dużo, gęsto i brutalnie, a Nicolas Cage jest na bardzo wyraźnej fali wznoszącej (przypomina trochę Kurtza z Jądra ciemności). Western faktycznie bardzo się wyróżniający i niesamowity pod względem wizualnym. Dodatkowo porusza delikatnie kwestię Boga, zawiera elementy acid westernu i coś w rodzaju rewizji, gdyż kończy się obszernymi informacjami i zdjęciami archiwalnymi dotyczącymi historii bizonów w USA i współczesnego programu ich ochrony przez Indian Blackfeet (Blackfeet Nation Buffalo Program).