Weteran (George Nichols) mieszka z liczną rodziną na terytorium Dakoty. Nie mogąc wyzbyć się dawnych nawyków, bez przerwy szkoli w sztuce wojennej gromadkę dzieci, tworząc z nich małą, domową armię. Tylko najstarszy syn (świetny Robert Harron), znudzony naukami ojca i nęcony uczuciem do dziewczyny (Florence La Badie), przejawia oznaki niesubordynacji, przez co popada w konflikt z seniorem i zostaje wygnany z domu. Tymczasem miejscowy szczep Siuksów wchodzi na ścieżkę wojenną i rusza do ataku na Białych. Osadnicy, zepchnięci w mury domu i zmuszeni do rozpaczliwej obrony, stają oko w oko ze śmiercią. Najstarszy syn przedziera się przez zastępy Indian i rusza, by sprowadzić na pomoc stacjonujący nieopodal oddział kawalerii.
W filmie mamy wszystko, z czego słynęły czasy powstań Siuksów – niesławny taniec ducha; wodzów w gęstych pióropuszach; świetnie zorganizowane grupy osadników; oddziały kawalerii patrolujące pogranicze. Jest ta podręcznikowa militaryzacja uniwersum, którą pamiętamy z późniejszych dzieł Forda – jak widać nie wzięło się to znikąd, bo i D.W.G kładł na to ogromny nacisk. Scena zamkniętych w ciasnej izbie osadników strzelających do napierających na nich Indian to chyba pierwszy taki moment w historii kinematografii, a zarazem coś, co wykorzystywano potem wielokrotnie w westernach, żeby wspomnieć choćby inne filmy Griffitha, jak Bitwa w Wąwozie Elderbush (1913), czy klasyczne Nie do przebaczenia (1960) Hustona, kończąc na Horyzoncie (2024) Costnera.