Urządzający własne ranczo kowboj Pat Brennan (Randolph Scott) udaje się na farmę po byka rozpłodowego. Wracając pieszo po nieudanej transakcji, łapie dyliżans. Jednak na najbliższym postoju banda Franka Ushera (Richard Boone) przygotowała zasadzkę. Brennan wraz z resztą podróżnych zostają zakładnikami zbirów, liczących na okup za głowę jednej z pasażerek (Maureen O'Sullivan), córki właściciela kopalni. Stopniowo Brennanowi udaje się wzbudzić sympatię Franka, który pod maską bezwzględności ukrywa nieokreśloną nostalgię (może za byciem innym człowiekiem, kiedy się wie, że już na to za późno?) Cała relacja między nimi to popis znakomitego aktorstwa Scotta i Boone'a, prawdziwy pojedynek na minimalizm środków przy odkrywaniu powściąganych emocji. Ale gatunkowe reguły gry są znane, do konfrontacji dość musi, a w B-klasowym westernie A.D. 1957 jej wynik nie powinien być zaskoczeniem. Mimo skromnych środków Boetticherowi udało się zbudować wciągający i trzymający w napięciu plenerowy dramat, inspirację dla późniejszego Hombre ( reż. Martin Ritt, 1968) z Richardem Boone'em w podobnej roli. Jednego z ludzi Franka gra Henry Silva (29 lat) który już wtedy prezentował tę samą skumulowaną energię, która kiedyś uczyni go bogiem filmowych antybohaterów .