Cuchillo Sanchez (Tomas Millian) nie ma nic oprócz koszuli i potarganych portek. Choć świetnie rzuca nożem, to jednak nie tak dobrze, jak strzela Jonathan Corbett (Lee Van Cleef), pierwszy bounty hunter w Teksasie. Corbett pracuje dla Brockstona (Walter Barnes), magnata kolejowego, który planuje fuzję kapitałów z meksykańskim przedsiębiorcą. Podczas wesela syna Brockstona dochodzi do gwałtu i morderstwa na nieletniej Meksykance. Świadków zajścia nie było, ale powiadają, że to robota Cuchillo. Brockston wysyła więc Corbetta po jego głowę obiecując mu w zamian pomoc w karierze politycznej, której nieco już zmęczony rewolwerowiec zamierza się poświęcić. Ale pozornie bezbronny Cuchillo posiada jednak coś, co pozwoli mu wyrównać szanse w walce z niepokonanym, pewnym siebie przeciwnikiem: życiowy, chłopski spryt. Postać Cuchillo, meksykańskiego cwaniaka z ludu skutecznie broniącego swoich racji nie ma odpowiednika w westernie amerykańskim. To pomysł lewicującego scenarzysty Franco Solinasa, który błyskawicznie przyjmie się na makaroniarskim gruncie. Co ważne, Cuchillo to nie pierwszy lepszy muchacho, ale były powstaniec Juareza, po aktualnym podziale władzy wyrzucony na śmietnik historii. Brawurowo poprowadzona, pełna napięcia i nieoczekiwanych zakrętów akcja, niejednoznaczni bohaterowie, legendarny performance Miliana, zapierający dech soundtrack Ennia Morricone i operowy finał z trzema pojedynkami pod rząd, tworzą spaghetti arcydzieło, które rozbiło box office'owy bank w 1966.